zdjęcia i fotografie góry Kaukaz, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, turystyka, podróże, wyprawy, gospodarka, bezpieczeństwo, zabytki, zwiedzanie, trekking, Morze Czarne, wybrzeże, Tbilisi, Batumi, Mccheta, Kazbek, Kazbegi, Wardzia
strona główna strzalka Czy coś się zmieniło? 2008-2009

Czy coś się zmieniło? 2008-2009 ---

Tekst i zdjęcia: Mateusz Bajek

Gruzja 2009 - w planach miałem badania naukowe, pracę dla portalu, wypoczynek i odwiedzanie dzieciaków, którymi opiekowałem się w zeszłym roku. Co udało mi się wprowadzić w życie? Jestem pewien, że wszystko poza wypoczynkiem, gdyż po powrocie z Gruzji leżałem w domu bez życia przez bite 2 tygodnie.

Gdy dotarłem do Gruzji największym problemem, jaki napotkałem, było skontaktowanie się z młodymi. Okazało się, że na potęgę zmieniali oni swoje numery telefonów. Mimo tego, że w Polsce spisałem kontakt do każdej osoby, okazało się, że 2/3 z nich jest już nieaktualna. Na szczęście grupa była na tyle duża, iż udało mi się odbyć choć kilka spotkań.

Pierwsze spotkanie odbyłem z Nino – jedną z dwóch osób, które utrzymywały ze mną intensywny kontakt przez cały rok. Problemem większości uchodźców jest brak możliwości ułożenia sobie życia w nowym miejscu i pośród nowych ludzi. Gdy spytałem Nino o jej życie, odniosłem wrażenie, że ma ogromne szczęście. Oboje rodzice pracują, mają własne mieszkanie, a ona sama dość dobrze odnalazła się w ogromnym Tbilisi, gdyż ma tu bliską rodzinę. Nie dotknął ich problem większości wypędzonych ze wsi, których jedynym majątkiem był dom, a jedynym wykształceniem szkoła rolnicza. Dzięki temu, że rodzice Nino poza uprawą roli pracowali w szkole i na policji, byli w stanie szybko znaleźć pracę w stolicy i utrzymać całą rodzinę bez pomocy państwa.

Drugą spotkaną przeze mnie osobą był jeden z najżwawszych i najweselszych w czasie pobytu w Polsce chłopaków, Tengo. Po przyjeździe z Polski przez kilka miesięcy musiał wraz z rodziną mieszkać w przedszkolu, a w styczniu, po przyznaniu im przez państwo odszkodowania za utracony majątek wyprowadził się do domu swojej ciotki na obrzeżach Tbilisi. Jego nowy dom, choć mały i ubogi, pełen był uśmiechniętych ludzi. Być może wynika to z faktu, iż przedsiębiorczy ojciec od razu znalazł pracę, dzięki której rodzina nie jest zdana na łaskę państwa czy mieszkającej w Tbilisi rodziny. Jego rodzeństwo i kuzynostwo ma również niesamowity dar do tańca, dzięki czemu mają oni przed sobą perspektywę spędzenia młodości niesamowicie wesołej, pełnej zagranicznych wyjazdów i pokazywania innym narodom piękna gruzińskiej kultury. Rozmawiając ze mną, Tengo bardzo często wspominał o tym, jak niesamowicie niesprawiedliwy jest los ludzi, którzy utracili swoje małe ojczyzny. Mimo tego, iż modli się o pokój, w przyszłości chciałby pójść do szkoły wojskowej, by w razie problemów móc bronić swojego domu i swojego kraju. Gdy spytałem go o dziewczyny, ojciec Tenga wziął mnie na bok i powiedział, że chłopak jest zakochany w jednej dziewczynie i wydaje majątek by się do niej codziennie dodzwonić. Tengo nie chciał się niczym w tym temacie ze mną podzielić…

Kolejnymi osobami, które planowałem odwiedzić, były Melita i Khatia - dwie zawsze uśmiechnięte siostry. Dziewczyny żyją wraz z rodzicami i młodszym bratem w Kodzie niedaleko Tbilisi. Ponieważ rodzice zajmowali się jedynie rolnictwem, w miasteczku o ogromnym bezrobociu i w suchym klimacie Dolnej Kartli zupełnie nie potrafią się odnaleźć, przez co żyją utrzymywani przez państwo, ze skromnych emerytur i rent członków ich rodziny oraz z pomocy oferowanej im przez żyjącą w Tbilisi rodzinę. Po krótkim chaosie po wojnie, gdy rodzina została zakwaterowana w zupełnie do tego nieprzystosowanych budynkach w Tbilisi, państwo przydzieliło im pośpiesznie odremontowane mieszkanie w dawnych koszarach wojskowych w Kodzie. Jednak mieszkania te, choć ładnie na pierwszy rzut oka wyposażone i wykończone mają wiele mankamentów. W budynku często nie ma wody i prądu, a budowane pośpiesznie dachy czy podłogi już po pół roku sprawiają problemy. Mimo biedy i niepewnej przyszłości dziewczyny są wychowywane w wyjątkowo dobrych warunkach. W domu jest bardzo czysto, wszyscy są zadbani, bardzo mili, i co najważniejsze, mimo przeciwności losu, uśmiechnięci. Dziewczyny, mimo że bardzo utalentowane muzycznie (ukończyły naukę fortepianu w szkole muzycznej) swoją przyszłość widzą na studiach humanistycznych w Tbilisi. I prawdopodobnie mają na to duże szanse, gdyż uczą się wyjątkowo dobrze. Gdy, podobnie jak u Tenga, chciałem porozmawiać o miłościach dziewczyn, mama dziewczyn opowiedziała mi historię Melity. Gdy mieszkali jeszcze w Osetii Południowej, w szkole i po niej często podchodził do niej wyraźnie zakochany chłopak. Ale ponieważ w Gruzji nie przystoi, żeby chłopak tak zaczepiał dziewczynę, rodzice wyperswadowali mu ten fakt. Od tego czasu nikt się za dziewczynami nie ugania.

Z Ani umawiałem się na spotkanie siedmiokrotnie. Po wielokrotnych próbach spotkania w różnych częściach kraju, w tym i nad Morzem Czarnym, ostatecznie odwiedziłem ją w mieszkaniu cioci w Tbilisi. Ani mieszka w mieszkaniu swojej mamy, który na szczęście czekał na nich w stolicy od razu po wojnie. Dzięki temu po kilkutygodniowym remoncie wróciła z Polski prosto do nowego domu. Ani była najszczęśliwszą ze spotkanych przeze mnie osób. Opowiadała o kochającej mamie – nauczycielce języka gruzińskiego, o przytulnym mieszkaniu, o cudownych kuzynach i wspaniałej rodzinie. Ani jest świetną uczennicą i zdobywa praktycznie same dziewiątki i dziesiątki (gruziński system ocen zakłada oceny od 1 do 10), ale mimo, iż już za 2 lata zaczyna studia, nie określiła jeszcze gdzie chciałaby trafić. Ciągle twierdzi, że jest zbyt młoda. Ani stwierdziła również, iż to wyjazd do Polski i 2 tygodnie spędzone w ośrodku Caritasu „Emaus” sprawiły, że po powrocie do kraju była i cały czas jest (mimo że minął prawie rok) bardzo szczęśliwa. Mimo faktu, iż jej ucieczka z wojny była jedną z bardziej dramatycznych. Jak większość młodych żyła w wiosce położonej na północ od Cchinwali i uciekła stamtąd wraz z grupą dzieci i młodzieży dopiero trzeciego, bądź czwartego dnia wojny (nikt nie pamięta, który to był dokładnie dzień). Uciekali drogami i lasami przez góry na wschód do kontrolowanej wtedy przez Gruzinów doliny Akhalgori (oddalonej o ponad 20 kilometrów). Dorośli, pewni że Rosjanie i Osetyjczycy nie będą zajmować ich wiosek, zostali w domach, by pilnować dobytku przed rabusiami. Jednak również i oni zostali wypędzeni ze swoich domów.




Podyskutuj na na FORUM...