Najbardziej wyczekiwanym przeze mnie spotkaniem były odwiedziny Miszy – chłopaka, który swoją znajomością języków (angielskiego i rosyjskiego), poczuciem humoru oraz umiejętnościami tańca zachwycił wszystkich młodych, całą kadrę ośrodka „Emaus”, opiekunów oraz moją rodzinę, która miała okazję poznać go wracając w pobliżu ośrodka „Emaus” z grzybobrania. Misza, inaczej niż większość młodych, uchodźcą był tylko przez pewien okres czasu po tym, gdy rosyjskie siły zbombardowały bloki niedaleko jego domu i później, gdy okupowały miasto Gori. Na szczęście jego dom nie został splądrowany, więc po wycofaniu rosyjskich wojsk wrócił wraz z rodziną prosto do domu i normalnego życia. Rodzice Miszy pracują w administracji samorządowej oraz w policji, dzięki czemu żyje on na bardzo przyzwoitym poziomie, szczególnie od momentu, gdy kilka lat temu Saakaszwili znacznie podwyższył pensję policjantom. Inaczej niż reszta młodzieży, Misza jest wychowany bardzo po europejsku. Nieobce są mu słowa „dziewczyna” czy „chodzić”, dzięki czemu rozmowa między nami mogła zejść na bardziej młodzieżowe tematy. Misza, podobnie jak Ani świetnie się uczy (same dziewiątki i dziesiątki), aczkolwiek ma wstręt do przedmiotów ścisłych, a szczególnie do matematyki. Jest zafascynowany Europą, a najbardziej Wielką Brytanią, w związku z czym po szkole planuje pójść do brytyjskiego uniwersytetu w Tbilisi, a po jego zakończeniu wyemigrować do Wielkiej Brytanii.
Ostatnią osobą, którą w tym roku odwiedziłem była Salome, i co niestety najsmutniejsze, była to osoba najbardziej doświadczona przez los spośród wszystkich odwiedzonych przeze mnie dzieciaków. Mieszka ona wraz z młodszym bratem, rodzicami, dziadkiem i babcią w położonym na obrzeżach Tbilisi, w jednej z jego przemysłowych dzielnic, budynku dawnego technikum przerobionego na miejsce czasowego pobytu uchodźców wojennych. Rodzice Salome nie byli w stanie znaleźć sobie pracy, w związku z czym cała rodzina żyje bardzo skromnie. Gdyby nie fakt, iż za lokum, prąd i wodę nie płacą państwu nic, oraz, iż dostają od państwa żywność pozwalającą im obyć się bez zakupów przez ok. 2 tygodnie w każdym miesiącu, to mieliby ogromne problemy z utrzymaniem. W związku z tym wszystkim, rodzina Salome chciałaby szybko wziąć od państwa odszkodowanie i przeprowadzić się na wieś, gdzie będą mogli robić to na czym znają się najlepiej, tzn. uprawiać rolę. Jednak swój wniosek złożyli na tyle późno, iż w tegorocznym budżecie zabrakło dla nich pieniędzy i muszą czekać na wyprowadzkę do przyszłego roku. W szkole Salome radzi sobie całkiem nieźle, lecz choć jest bardzo dobra z matematyki swoją przyszłość widzi w zupełnie innym miejscu – chce zostać modelką! Historia ucieczki Salome z rodzinnej wsi Kurta jest bardzo krwawa. Z domu wyjechała wraz z rodziną już pierwszego dnia wojny samochodem próbując przebić się przez góry na terytoria niekontrolowane przez wojska rosyjskie. W czasie ucieczki widzieli masę ludzi, którzy zginęli od rosyjskiego bądź osetyjskiego ostrzału, a na ich oczach w powietrze wyleciał jadący przed nimi samochód pełny Gruzinów-sąsiadów trafiony rosyjskim pociskiem. Mimo wszystko, Salome jest uśmiechniętą dziewczyną. Ma kochanych rodziców, nieznośnego braciszka i cudowne wspomnienia z Polski. Dlatego bardzo prosiła, by wszystkim Polakom, którzy opiekowali się uchodźcami już kilka dni po wojnie oraz tu w Polsce ogromnie podziękować.
Gdy rozmawiałem z rodzicami młodych o wojnie, wśród informacji, które mi przekazywali przewija się kilka podkreślanych przez praktycznie każdą rodzinę. Po pierwsze większość z nich wyraźnie widziała, że kilka dni przed wojną władze osetyjskie i siły rosyjskie rozpoczęły masową ewakuację lokalnej ludności cywilnej (głównie kobiet i dzieci), natomiast w wypadku Gruzinów takiej ewakuacji nie było. Po drugie podawanym przez nich faktem jest, że masowy ostrzał ich wiosek rozpoczął się kilka dni przed wojną (chodzi o wsie na północ od Cchinwali), by koło 5-6 sierpnia osiągnąć takie natężenie, iż wielu z nich nie było w stanie wyjść ze swoich domów. Po trzecie w ich wsiach żyło dużo Osetyjek i Osetyjczyków, którzy wżenili się w gruzińskie rodziny. Ludzie ci byli szanowani i lubiani przez Gruzinów – na poziomie międzyludzkim nie było żadnych konfliktów, więc twierdzą, że ta wojna jest wymysłem jedynie głupich polityków. Generalnie obiegowe opinię ludzi, którzy byli w centrum konfliktu różnią się trochę od tego, co zwykło się uważać, czy to w Polsce, czy na zachodzie, czy na wschodzie.