Godzina 22.00 czasu środkowoeuropejskiego, niedziela 29 marca, pierwszy program rosyjskiej telewizji “Первый канал”, ja i odrobina zakąsek. Zaczynamy pokaz filmu “Олимпиус Инферно”. Filmu, który według słów reżysera, powinien stać się hitem na miarę serii z Jasonem Bournem. Filmu, który miał być obiektywny i apolityczny. Jednak reżyser pokazał, jak z dobrego – choć propagandowego – pomysłu oraz politycznej potrzeby chwili zrobić kit.
Większą część filmu opisuje dość dobra recenzja przygotowana przez Rzeczpospolitą. Tytuł “Olimpius Infierno (Olympus Inferno)” oznacza ni mniej, ni więcej tylko ćmę, którą główny bohater, Amerykanin Michael wraz ze swoją rosyjską przyjaciółką Żenią planują badać na wzgórzach w pobliżu Cchinwali. By dostać się do Gruzji Michael przechodzi rozmowę z amerykańskim urzędnikiem, który jak przysłowiowy kretyn, nie wie, co to Osetia, a walutę zgaduje. Ale pudło, ta waluta to nie Euro, a mądry internet podpowiada, że lari. Urzędnicy w Moskwie natomiast są profesjonalni i pouczają, że Osetia to niepodległa Osetia, a nie jakaś Gruzja, i że nie używa się tam lari, ale rubla. Przypominam drogiej Pani Urzędnik, że prezydent Miedwiediew uznał Osetię dopiero kilka tygodni później!
Po dotarciu na miejsce następuje powitanie z miejscowymi i przygotowania do misji badawczej. Wreszcie bohaterowie ruszają... Ale coś tu nie gra. W sierpniu 2008 roku było gorące lato. Nawet wysoko w górach Doliny Kodori, gdzie mnie i moich przyjaciół zastała pokojowa ofensywa miratworców. Więc czemu wszyscy chodzą w kurtkach? Czemu na drzewach nie ma liści? I skąd w sierpniu świeży śnieg na niedalekich szczytach?
Badania zaczynają się od nieszczęśliwego wypadku – używając nowoczesnych urządzeń do łapania owadów Michael mało nie dławi się robaczkiem, a później mało nie spada z murku. Oczywiście Żenia go ratuje, w końcu Amerykanie to słabeusze, a Rosjanie silni ludzie. Również te różne nowoczesne wynalazki z USA są głupie, gdyż nie ma to jak zrobić wszystko po ludzku! Widać i element komedii też w filmie był potrzebny.
Nagle zaczyna się wojna. Główni bohaterowie zostają złapani przez gruzińskich żołnierzy, którzy właśnie kończą ostatnie przygotowania do szturmu na, jak to wyraźnie po gruzińsku mówią, Cchinwał. Cchinwał to wymawiana z osetyjska nazwa stolicy regionu Pd. Osetii Cchinwali, co do której rosyjska propaganda stara się przyzwyczaić Rosjan. A teraz wyobraźmy sobie Powstanie Warszawskie, o którym powstańcy mówią per “Powstanie w Warschau”. Prawda, że coś tu nie gra?
Po zaaresztowaniu bohaterowie są prowadzeni przed oblicze złego Gruzina, który prześladuje ich potem przez cały film oraz Amerykanina. Uważnym słuchaczom i widzom wywodów premiera Putina z sierpnia 2008 roku nie trzeba przypominać teorii tegoż o tym, kto walczył po stronie Gruzinów i jakie ciała odnaleziono na polach bitewnych. Jedyny Amerykanin, który w tej wojnie uczestniczy musi być murzynem! Po wypuszczeniu pary, która przekonała Gruzinów, że może sama biegać po bazie (absurd naprawdę potężny) uciekają oni w stronę miejsca swoich badań, gdzie odkrywają, że mają filmowe dowody na to, że to Gruzini zaczęli wojnę! A to oznacza, że trzeba teraz pobiegać po teatrze wojny, miast zostać w spokojnej okolicy. Bo po co? Przecież paniczny strach, który ich łapie to nic. Muszą ryzykować życie i zostać bohaterami.
Dalej reżyser pokazuje złych Gruzinów, którzy z wozów pancernych strzelają do wszystkiego, co się rusza, niszczą każdy napotkany po drodze dom i mordują dobrych Osetyjczyków ubranych w zwyczajowe dresy, którzy bronią swojego miasta. Gdzieś, o dziwo, zapodziały się tysiące miejscowych, rosyjskich miratworców, ale to w sumie szczegół. Są za to źli Gruzini i dobrzy Osetyjczycy. W końcu według moskiewskiej propagandy był to atak Gruzinów i Amerykanów na Osetyjczyków, a Rosjanie przyjechali tam dopiero później by nieść pokój. Widoki ulic Cchinwali psują drobne szczegóły, jak np. pojawiające się tu i ówdzie palmy, choć jak dobrze wiadomo w Osetii palm nie ma, choć z drugiej strony mogli sobie je zafundować na czas kręcenia filmu, jak, by nie szukać daleko, nasza kochana stolica.
Późniejsza akcja rozwija się dość dynamicznie, jak w prawdziwym „czarno-białym” filmie sensacyjnym. Gruzini są złymi mordercami, Osetyjczycy dobrymi obrońcami, a główni bohaterowie z rosnącym przerażeniem trafiają na coraz krwawsze pola walk.
Ale cóż, reżyser chyba nie wie, że jeśli człowiek się boi, to się ukrywa, a nie biegnie pod lufy karabinów. Któż by jednak w tak nieistotne szczegóły wchodził. Wiele scen filmu przeplata się z obrazem, albo w TV, albo w nowym białym IPhonie 3G 16 GB Michaela kolejnych wystąpień Putina, Miedwiediewa oraz przywódców Zachodu, z których jedni mówią prawdę (Gruzja zaatakowała Osetię!), a drudzy kłamią (Rosja atakuje Gruzję). Michael jest potwornie zdziwiony, jak tak można robić. Zastanawiają mnie tu dwie rzeczy, jak w czasie wojny niedoinwestowana sieć komórkowa z regionu Pd. Osetii była w stanie dostarczyć Michaelowi takie masy filmów i po drugie, czemu w bombardowanym i zniszczonym domu, obok którego chroni się Michael z Żenią musi grać TV z wystąpieniem Miedwiediewa?
Podsumowując moje bardzo wybiórcze spostrzeżenia oraz ogólny obraz filmu, mogę stwierdzić, że to kompletna fuszerka. Film roi się od błędów, jest nierealistyczny i zastosowano w nim lichą propagandę. Coś, co mogło stać się hitem na miarę 9 Kompanii, hitem nie będzie. Z drugiej strony dla Gruzinów to dobrze, gdyż coś, co od nadmiaru propagandy robi się śmieszne, nie przekona nikogo. Ja w każdym razie polecam obejrzenie filmu. Warto poznać sposoby, jakimi rosyjskie władze starają się zrobić wodę z mózgu przeciętnemu Rosjaninowi. A film można znaleźć w internecie...
Mateusz Bajek