W godzinach popołudniowych przekraczamy granicę i żegnamy się z Armenią. Naszym następnym celem jest skalne miasto Wardzia. Po raz kolejny przekonujemy się, że Gruzja jest bardzo zróżnicowana pod względem przyrody i tak naprawdę każdy jej rejon wygląda inaczej. Powoli robi się już późno, dlatego szukamy noclegu i kładziemy się spać. Następnego ranka zauważamy, że spawany wcześniej element znowu zaczął pękać. Byliśmy na tyle niedaleko Wardzi, że postanowiliśmy ją najpierw zwiedzić. Miasto to wykuto w skale masywu Eruszeti i jest kompleksem wielu komnat i korytarzy. Całość wygląda niesamowicie zarówno z dołu jak i z poziomu miasta. Niestety z powodu trzęsień ziemi do dzisiaj zachowała się 1/3 miasta. Po raz kolejny, ze względu na zbyt małą ilość czasu, jesteśmy zmuszeni do zmiany planów i wcześniejszego opuszczenia Gruzji. Nie było nam dane zobaczyć Swanetii - krainy, która podobno zachwyca swoimi widokami. Po naprawieniu motocykla ruszamy w kierunku Turcji i niechętnie żegnamy się z Gruzją. Wiemy jednak, że na pewno kiedyś tu wrócimy, chociażby po to, żeby odwiedzić tych wszystkich wspaniałych ludzi, których poznaliśmy i którzy zaoferowali nam swoją pomoc zarówno w Gruzji, jak i Armenii (Wasil do dzisiaj dzwoni i pyta się gdzie jesteśmy, co u nas słychać i czy wszystko w porządku). Poza tym, cały czas mamy w planach zwiedzenie Górskiego Karabachu oraz pozostałych rejonów Gruzji. Będąc na granicy, kupujemy turecką wizę, przygotowujemy się psychicznie do cen paliw, odpalamy motocykl i ruszamy w głąb Turcji. Ale o tym więcej w następnej części relacji. .