W drodze do Mesti mijamy tamę wysoką na 262 metry.
Obieram kierunek na Batumi, do którego prowadzi 150 km górskiego offu. Miasto leży nad Morzem Czarnym, jest bardzo zadbane i czyste- kolorowe budynki, palmy, ładnie przystrzyżone trawniki. Za Batumi spotykam Darka, Paule i Rafała, którzy podróżują na Afirica'ch. Okazuje się, że też jadą do Swaneti (obszar Kaukazu, słynący z baszt mieszkalnych, pięknych widoków i bujnej roślinności), więc proponuję im wspólną jazdę. Tempo mają bardzo szybkie, 120 bez względu na to, czy teren zabudowany, czy nie. Wieczorem rozbijamy namioty na polanie nad Mestią, rozpalamy ognisko, integrujemy się i przy piwku opowiadamy swoje przygody. Nad ranem kontynuujemy wspólną jazdę do Ushguli- najwyżej położonej osady w Europie (2200 m n.p.m.). Dojazd do osady, od strony Mestii, jest w miarę łatwy i przyjemny, bez stromych podjazdów o niewiadomym podłożu. Tylko w kilku miejscach pojawia się błoto, na które muszę uważać z moimi oponami szosowymi. Po wyjeździe z Ushguli czeka nas ok. 80 kilometrów offroadu. Jedziemy bardzo wysoką drogą z widokiem na lodowiec. Zaczyna padać i powoduje to, że na kamienistej drodze tworzy się strumień utrudniający nam zjazd. Rafał zalicza glebę i musimy na niego czekać, jednak po chwili jedziemy dalej. Kilka kilometrów później, w miejscu, w którym strumień wpada do rzeki, znajdujemy plecak, a w nim rzeczy typowo turystyczne, dokumentów brak. Postanowiliśmy poszukać właściciela. Chodzimy, wołamy, rozglądamy się, niestety bez rezultatu, więc postanawiamy zabrać go na policję. Stajemy w pierwszej napotkanej wiosce by przeczekać deszcz oraz zjeść obiad. Po drodze licznie biegają świnie, lecz nasze zdziwienie budzi najbardziej wóz zaprzęgnięty w dwa byki. Podczas posiłku przejeżdża obok nas radiowóz, który zatrzymujemy. Zastawiamy plecak u funkcjonariusza, a on bardzo nam dziękuje i informuje, że zaginęło dwóch turystów. Gdy przestaje padać opuszczamy wioskę, jednak nie udaje się daleko zajechać. Słyszę za sobą klakson Rafała, zatrzymuję motocykl na poboczu i okazuje się, że z tyłu złapałem gumę. Wymiana dętki zajmuje nam półtorej godziny i zaczyna się ściemniać. Gdy kończę już pracę podjeżdża do nas znajomy samochód terenowy- to Łukasz i Marta, a w ich towarzystwie Irańczyk, którego przewożą autostopem na prośbę miejscowej policji. Wszyscy razem spędzamy noc przy ognisku, a największe zainteresowanie wzbudza oczywiście Alireza- irański podróżnik.
Rano się rozdzielamy, motocykliści muszą już wracać do Polski, ja postanawiam kontynuować zwiedzanie Gruzji z Martą i Łukaszem. Alireza odłącza się od nas po paru kilometrach, a my ruszamy spokojnie do Gelati. Właśnie w tym klasztorze przetrwało wiele fresków i manuskryptów pochodzących z XII-XVII w. , a ja nigdzie wcześniej nie widziałem tak dobrze zachowanego Wysokie baszty mieszkalne- z tego słyną wioski Swaneti. wnętrza. Około godziny 16 zatrzymujemy się w przydrożnej restauracji. Zamawiamy między innymi gruziński specjał chaczapuri- bardzo smaczny serowy placek. Następnego dnia zwiedzamy Upliscyche (najstarsze skalne miasto w Gruzji, którego początki datuje się od V w. p.n.e.), a w centrum Gori muzeum Stalina, dom w którym się urodził i jego prywatny wagon. Bilety wstępu wyniosły mnie łącznie ok. 18 lari (36 zł). W Gori rozstaję się z Łukaszem i Martą, po czym obieram kierunek na centralną Turcję.