Podróż: kamperem przez Europę, Turcję północną, wschodnią i południową oraz Gruzję wzdłuż i wszerz. Termin: od sierpnia do końca listopada 2010 roku
Czyli relacja z dwumiesięcznej podróży po Gruzji, która będzie "rozprawką" z wieloma mitami jakie krążą w polskich mediach, a szczególnie portalu kaukaz.pl.
Są takie, że wspólnie z żoną Teresą jesteśmy emerytami, już po pięćdziesiątce, którzy realizują się w bardzo nietypowy jak dla Polaków sposób - spędzają w swoim kamperze, corocznie, co najmniej 6 miesięcy czasu, w podróżach po Europie.
W tym roku, głównie za namową informacji pozyskanych z internetu, na drugie półrocze wybraliśmy Gruzję i Armenię.
Faktem jest również, że miesiące wrzesień i październik 2010 roku spędziliśmy w podróży po Gruzji.
Głównie jako kierowcy kampera ale również na rowerach lub pieszo docieraliśmy w różne ciekawe miejsca
Przejechaliśmy po tym kraju 2211 km. Trasa szkicowo przebiegała przez: Sarp - Batumi - Zugdidi - Mestia - Ushguli - Zugdidi - Kutaisi - Gori - Mtskheta - Kazbegi - Tbilisi - Lagodekhi (objazd Kachetii). Powrót przez Borjomi, Akhaltsikhe, Vardzie.
Zatrzymywaliśmy się w 26 miejscach, na okres od 1 do 10 dni.
Poznaliśmy dziesiątki osób - od pastucha z górskich hal, poprzez bezrobotnych, ochraniarzy, kierowców, lekarzy, policjantów i żołnierzy, dyrektorów, na szefie ważnego departamentu w Tbilisi kończąc. Wiele znajomości trwa do dzisiaj. Dobra znajomość języka rosyjskiego wiele nam pomogła.
Czy to nas do czegoś upoważnia ?
Czy możemy chłodnym okiem ocenić napotkanych ludzi i miejsca, które odwiedziliśmy?
Czy możemy ocenić Gruzję ?
Wydaje mi się, że tak.
Chyba nawet bardziej od osób, które na kilka dni wpadają tego kraju na szybki trekking.
Chyba nawet bardziej od osób, które prowadzą swoje interesy na styku Polski i Gruzji i zależy im aby innych namówić i na tym zarobić.
No więc ..... zaczynamy.
Nie jest to prawdą. Piękna (!!!!) jest przyroda gruzińska. Piękny jest Kaukaz, zarówno ten Wielki jak i Mały. Niestety, największym wrogiem przyrody gruzińskiej są ....sami Gruzini.
Potworni bałaganiarze i z zerowym pojęciem o ekologii. Na nic zdają się restauracje fasad budynków w Tbilisi, Sighnaghi czy też Mestii, skoro na zapleczu jest okropny widok. Rzeki z tysiącami plastikowych opakowań, strumienie z oponami i tonami śmieci. Koszmarne budynki i szopy szpecą krajobraz. Niedopałki papierosów na chodnikach. Przydrożne rowy, to często szamba. Worki ze śmieciami wrzucone do szczeliny lodowcowej - dlaczego nie ?
Najlepiej więc z lotniska wsiąść w marszrutkę i szybko uciec w góry. Gdzie nie sięga jeszcze ręka cywilizacji gruzińskiej. Do zwyczajowo uznawanych za brudne kraje Grecja, czy Turcja - to w porównaniu z Gruzją czyścioszki.
Jedzenie w restauracji umilają nam muchy, sklep albo raczej stoisko z mięsem zoba.. przepraszam, poczujemy z daleka. Brudni sprzedawcy. Mleko - jeśli już je gdzieś znajdziemy we wiosce, potrafi wydawać niesamowite zapachy. Nie dotyczy to dużych miast i ośrodków turystycznych. Ala taka zaniedbana jest niestety prowincja.
I wszelakie tego konsekwencję historyczne i polityczne. Ja osobiście nie spotkałem jeszcze kraju o tak wielkim nacjonaliźmie. Kraju, gdzie mieszkańcy terenów położonych pomiędzy dwoma Kaukazami uważają, że Gruzję zamieszkują sami Gruzini. Jest to wierutna bzdura. Bzdura, która kosztowała już Gruzję utratę terytoriów Abkhazji i Południowej Osetii, która w ostatniej chwili nie doprowadziła do utraty na rzecz Turcji regionu Ajarii. Bzdura, która zmusiła Tbilisi do wysłania, 6 lat temu, oddziałów specjalnych do Swanetii i wymordowania około 100 tamtejszych przywódców rodowych.
Bzdura ? Gdyby uczestnik tej czystki nie pokazywał mi zdjęć z tej rzezi, to było by mi trudno w to uwierzyć. Uczestnik - pełniący dalej służbę wojskową. Swani nie chcą o tym rozmawiać. Wystarczająco dużo stacjonuje tam policji i pograniczników
Przykro jest słuchać wypowiedzi wykształconych Gruzinów, którzy twierdzą, że są jednym narodem, a języki Swanów, Abkhazów czy Osetyńczyków różnią się tylko końcówkami wyrazów. Gruzini negują istnienie języka, historii, kultury innych narodowości niż gruzińska.
Ich polityka "gruzinizacji" wobec innych narodowości doprowadziła do prośby skierowanej do Rosji, o objęcie opieką nad ich terytoriami.
Bzdura ? Proszę osobiście odwiedzić wioskę Kobi w drodze do Kazbegi. Warto tam zorganizować wyprawę na 2-3 dni. Okoliczne doliny są the best. Może warto porozmawiać tam z ostatnimi żyjącymi osetyńczykami ? Może warto odwiedzić opuszczone osetyńskie wioski widma ? Wiele wiosek i cmentarzy !!! Ludzie zostawili swoje ojcowizny i wyjechali z tolerancyjnej Gruzji do wstrętnej Rosji ?
Jak komuś mało, może pofatyguje się osobiście w tereny przygraniczne z Czecznią. Jeśli zdobędzie zaufanie jednego czy drugiego uciekiniera z tego kraju, to już nigdy nie będzie krzyczał: wolność dla Czeczenii !!! Ale to nie temat tej "rozprawki".
Aby ostatecznie podkreślić wielonarodowość Gruzji powiem tylko, że dzień dobry po gruzińsku to (fonet.) gamardżobat. Po swańsku: chocza ladech. Po osetyńsku: egasz cu.
Teraz nikogo chyba nie zaskoczę, jak powiem, że do łez rozbawiło mnie zdanie w jednym z turystycznych, gruzińskich folderów: jesteśmy niczym Szwajcaria na Zakaukaziu.
Po stokroć prawda. Większość (ale nie wszyscy napotkani !) Gruzinów uważa, że Gruzja leży w Europie. Potrafią nawet jakieś skomplikowane wywody geograficzne wyprowadzić aby udowodnić swoją teorię.
Flagi UE zawieszone obok gruzińskich na różnych budynkach publicznych ? Bardzo często. Zakupić pojedynczą flagę Gruzji trudno. Można w komplecie z flagą europejską. W muzeum w Dmanisi, notabene b. ciekawym i wartym odwiedzenia, jest informacja, że kości pierwszych EUROPEJCZYKÓW właśnie tu odnaleziono. Kto tym ludziom wmawia takie rzeczy ? No właśnie, stąd już tylko krok do ogłupiania narodu w temacie:
Hmmm, jak nazwać zjawisko gdy Gruzini chcą być bardziej polscy niż Polacy ? Od pierwszych godzin pobytu w Gruzji byliśmy zadziwiani dwoma zdaniami na powitanie:
1. Kaczyński to był bardzo dobry Prezydent, który kochał Gruzinów.
2. Ruskie Go ubiły.
Przez pierwsze dwa dni starałem się spokojnie tłumaczyć rozmówcą, ze z tą miłością do nich to może nie tak i z tym ubiciem przez Ruskich to też coś nie tak. Potem zrezygnowałem. Potwierdzałem, że byli największą miłością Prezydenta Kaczyńskiego, a Ruskie ubiły Go ze trzy razy. Skoro tak chcą ?
No ale miarka się przebrała w czasie rozmowy z trzema nauczycielami szkoły wiejskiej, gdzieś na pograniczu tureckim. Zapytali mnie jak sobie w Polsce radzimy z Ruskimi ? Odpowiedziałem, że normalnie, załatwiamy wizę, jedziemy tam jako turyści, kto chcę może całkiem dobry biznes tam robić i jest ok. Nie mogli pojąć. Stali jak wryci. Nie znęcałem się więcej nad nimi.
No i jeszcze kwestia amerykańska. To jest prawdziwy przyjaciel Gruzji !!! Amerykę kochają wszyscy i marzą o wyjechaniu tam. Jeśli nie wyjechaniu to kucając koło swoich domów, czekają na amerykańskie dolary. Wierzą, że Ameryka nigdy ich nie opuści. Że wojsko i policja ciągle będzie dostawało wyposażenie z za oceanu.
Kilka lat temu wdrożono prezydencki pomysł 1000 lektorów języka angielskiego. Zatrudniano często zagranicznych nauczycieli, obowiązkowe lekcje angielskiego w szkole, koła zainteresowań itp. Kto miał się uczyć, to języka obcego się nauczył. Z tego wątpliwego pomysłu amerykanizacji kraju pozostały tylko dzieciaki biegające za turystami zagranicznymi, z jedynym słowem "heloł".
No cóż, ciężko wdraża się nowości, gdy w swej podróży po Gruzji, spotykaliśmy szkoły, gdzie od wielu już miesięcy nie było prądu.
Fakt ale tylko historyczny. Biesiadowanie jest znanym elementem życia krajów postsowieckich. Biesiaduje się i w Rosji i na Ukrainie i w Mołdawii. Rosja i Ukraina gustuje w ciężkich alkoholach. Mołdawia i Gruzja w wyśmienitych winach. We wszystkich tych krajach znane są przydługie (jak dla nas) toasty. Faktem jest, że wyraźnego kierownika, czyli tamade, ma tylko tradycja gruzińska.
Jednak cóż pozostało z tej tradycji ? Wspomnienia w literaturze, ustnym przekazie czy też na obrazach gruzińskich malarzy.
Czasami organizuje się pokazową biesiadę dla turystów. Uczestniczyłem w takiej w Lagodekhi. Trwała krócej niż moja codzienna kolacja w gronie rodzinnym.
Uczestniczyłem w takich biesiadach i w Adżarii i w Imeretii. Na ogół pierwsi wpadali pod stół tamady. I tutaj nie pamiętałem co w takim przypadku radziło forum kaukaz.pl ? No ale cóż mogło radzić, skoro do chwili obecnej, mieszkańcy Lagodekhi wspominają młodego aktywistę z forum kaukaskiego, który zapity wymiotował na miejskim placu.
Rzecz niespotykana u Gruzinów.
Tak, gruziński problem to alkohol. Alkohol, głównie wino, spożywane jest w tym kraju już od rana. To zauważają lekarze przyjmujący pacjentów. Sami widzieliśmy wieczorem, wjeżdżając do gruzińskiej wioski, kilkudziesięciu pijanych mężczyzn stojących przy drodze. Mężczyzn, bo trzeba przyznać, że piją tam głównie mężczyźni. Przyznać również trzeba, że Gruzini nie upijają się w przysłowiowego trupa. Nigdy nie widzieliśmy takiego zjawiska. No ale skoro tradycja gruzińska nakazuje aby każde gospodarstwo wyprodukowało rocznie na swoje potrzeby od 500 (Gruzja zachodnia) do 1000 (!) litrów wina w regionie Kachetii - to wszystko staje się jasne. Te tysiąc litrów wina normalnie starcza, mówi jeden z kachetyńczyków. No chyba, że trafi się w rodzinie pogrzeb - wtedy wina zabraknie. Dodajmy jeszcze, że to domowe wino jest często dość przeciętnej jakości.
Z piciem wiąże się jeszcze jedne niebezpieczeństwo. Jeśli przebywa się w jednym miejscu dłużej jak 2 dni, zaczynają się odwiedziny podchmielonych mężczyzn, zapraszających na imprezy. Podejrzenia, że skoro nie chcesz iść z nimi pić to ich nie lubisz, obraziłeś się itp. natarczywości.
No tak, ale gdzie jest alkohol to są i przestępstwa. Prawda to ?
No właśnie. Tutaj muszę się przyznać do porażki. Po dwóch miesiącach nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, czy Gruzja jest bezpiecznym krajem? Na pewno między bajki można włożyć sugestie polskich przewodników pisanych, że wyjeżdżając do Swanetii najlepiej zatrudnić przewodnika - najlepiej Swana. Bzdury. Wszyscy miejscowi policjanci, pytani o stan bezpieczeństwa w danym rejonie odpowiadali jednym głosem. Nie ma żadnych problemów !
No ale skoro jest tak bezpiecznie, to po co zatrudnia się tylu ochraniarzy? Wszędzie.
O bankach nie wspomnę, bo tam to prawie formacje paramilitarne uzbrojone w kbaAK i jeżdżące samochodami na "kogutach". U jubilera ok. No ale po co w księgarni ? Po co 3 "achranników" na budowie ? W restauracjach. W muzeum miejskim w Akhaltsikhe naliczyłem ich 7 sztuk na jednej zmianie!
Zwiedzając ruiny zamku w Rukli (naprawdę urokliwe miejsce), przy granicy z Abkhazją, dowiedziałem się od miejscowych, że lepiej tutaj nie nocować.
Jednak przybyły jakiś dowódca pograniczników, za punkt honoru przyjął sobie, że musimy koło zamku zostać na noc, a o zmroku będą nas pilnować jego żołnierze. Czy jest niebezpiecznie zapytałem? Absolutnie nie, odparł.
Wieczorem rozlokowały się w okolicznych krzakach 3 terenowe Toyoty z żołnierzami. Czułem się niczym VIP.
W Kutaisi policjanci 2 x proszą nas o zmianę miejsca zatrzymania na noc. Wybrane przez nas miejsca były zbyt ciemne. Ostatecznie zapraszają nas na parking policyjny, gdzie nocujemy. Tam też dowiedzieliśmy się, że gdyby nas coś przykrego spotkało ..... ale co ? Nie odpowiedzieli. To wtedy oni mieli by przez 2 lata prze .. piiiiiip.
W Swanetii pogranicznicy biorą nas na wycieczkę samochodową do Ushguli, gdy dowiadują się, że tam planujmy pojechać Po drodze "zgarniamy" turystów z Ukrainy i Izraela.
Za Tbilisi nocujemy na parkingu przed elitarną jednostką wojskową. Za wiedzą i zgodą tamtejszych służb. Wieczorem przyjeżdża wojskowa policja i zaprasza nas na swój bezpieczny parking.
Czyli jest bezpiecznie czy też jest bezpiecznie bo .. jest prowadzona polityka pro turystyczna, a nasilenie ilościowe w Gruzji wojska, policji i wszelakiej ochrony jest obłędne.
Do tej pory nie rozgryzłem tego zagadnienia. Choć ... wydaje się bezpieczna.
Fakt po stokroć. Mało kto tym nie wspominał, mało kto pisał, a tymczasem.
1. Dla mnie Gruzini to po prostu lenie. I to potwierdzają niestety Ci mieszkańcy Gruzji którzy pracują, którym się coś chcę robić. Pamiętacie gruzińską herbatę ? Do tej pory, między Adżarią, a Megrelią, rosną pozarastane hektary krzewów herbacianych. Uprawianie ich to NIEEKONOMICZNO. Choć w pobliskiej Turcji herbata ma się dobrze.
Po całej Gruzji włóczą się tysiące krów. Dlaczego tam mleko jest tak potwornie drogie ? Bo dojenie krów jest NIEEKONOMICZNO. Szczytem było kupieniem przez nas w jednym z tbiliskich marketów mleka Made in Germany, bo było tańsze od miejscowego! To już parodia. Opłaca się sprowadzić niemieckie mleko do tego kraju. Na pytanie dlaczego czegoś nie zaczniecie robić .... bo NIEEKONOMICZNO.
Pewną modą cieszą się w Gruzji niektóre profesje: kierowca taxi, ochraniarz, właściciel myjki samochodowej (bywa ich w Batumi po kilka na jednej ulicy, wystarczy kupić kerchera) czy też właściciel cafe internet .... bez internetu ale za to z grami komputerowymi.
2. System wynagrodzeń mieszkańców Gruzji jest chyba żywcem wzięty z Korei Północnej. Zarobki pracujących zróżnicowane. Najlepiej zarabia wojsko czy policja. Powiedzmy 300, 500 czy też 100 lari miesięcznie. Pozostałe zawody w tej dolnej granicy. I tak jest do ..... emerytury. Bo tu uwaga. Wszyscy emeryci dostają równo - 90 lari miesięcznie!! Nie ważne czy byłeś dyrektorem czy dozorcą. Skutkuje to tym, że ludzie pracują "do oporu", a mający posadę nie powiedzą złego słowa o władzy. W rozmowie ze mną komendant komisariatu policji powtarzał "nasz kochany Misza" (imię Prezydenta Saakaszwili). Inni otwierają się dopiero przy bliższym poznaniu.
Ci, którzy nie są zależnie od władzy, mówią wprost: jesteśmy silną opozycją, a 90% mieszkańców Tbilisi wprost nienawidzi obecnego prezydenta. Nie mogą mu wybaczyć wybudowania sobie w stolicy wspaniałego pałacu za 800 mln dolarów. Może dlatego Prezydent większość czasu spędza w swoich wojskowych ośrodkach w Batumi i Kutaisi ?
3. Fascynacja Stalinem wśród Gruzinów jest powszechnie znana. Stalinem i Berią, który prawdopodobnie był mądrzejszym i bardziej przebiegłym człowiekiem od Stalina. W muzeum w Gori byłem i widziałem. Kolejka do zrobienia sobie zdjęcia koło pomnika. Różne wersje legend o tych tyranach opowiadanych przy winie.
Chciałem dla żartów kupić zaniedbane nieco popiersie Stalina stojące przed nieczynnym przedszkolem. Zaskoczyła mnie reakcja miejscowych nauczycielek. Stanowczo odpowiedziały, że nie sprzedadzą swojej pamiątki narodowej, a jedna z nich zadała mi pytanie: czy Pan wie co by było teraz gdyby Hitler wygrał wojnę ?
Mimo, że uważam się za człowieka bystrego - nie wiedziałem co odpowiedzieć. No ale gdy kobiety posiłkowały się kolejnym pytaniem: co w Polsce myślą o Stalinie? Odpowiedziałem. W Polsce jeszcze tak źle nie mówi się o Stalinie, tylko jakieś tam 20 tysięcy naszych oficerów kazał rozstrzelać. No nieco gorzej mówią o Stalinie na Ukrainie, gdyż tam zginęło przez niego ze 3 mln ludzi. Odpowiedziały - aha.
Nazewnictwo ulic i placów Stalina, też spotkaliśmy kilka.
Gdy cały świat, łącznie z Rosją, ocenił już dawno i jednoznacznie osoby Hitlera i Stalina, to Gruzja trwa ciągle w swoim skansenie i śmieszności.
4. Należy baaaardzo uważać na prawdomówność Gruzinów. Widzę tu duży wpływ kultury wschodu. Mężczyzna musi zawsze wszystko wiedzieć. Wielokrotnie byliśmy wprowadzani w błąd odnośnie stanu dróg, Umówienie się, nie oznacza punktualności.
Jeśli gruziński mężczyzna zupełnie nie wie o co go pytamy, zacznie swoją odpowiedź słowami: po mojemu ......
Wcześniej należy ustalać wszelkie ceny. Widać już pomału chęć szybkiego dorobienia się na turystach. Możesz zapłacić 2 x więcej za taxi lub zakupy, od kolegi który był przed tobą.
Ale przykład często idzie z przysłowiowej góry. Skoro nikt nic nie mówił w gruzińskich mediach nt. październikowych ataków bombowych w Tbilisi i nie wiedzieli o nich nawet Gruzini, to dobrze świadczy o polityce informacyjnej w tym kraju.
5. Auto, to nowy Bóg Gruzinów. Na cieknącym dachu domu leży folia, a przed domem
stoi 20-30 letni mercedes czy inne beemwe. Po swoich drogach jeżdżą jak szaleńcy. Za żenujące przyjąłem stwierdzenia: jak przeżyjesz jazdę w Gruzji, to możesz wszędzie na świecie jeździć! Biedny kraj.
Policja drogowa nie interweniuje za łamanie zasad ruchu drogowego. Radiowóz ucieka przed czołowym staranowaniem na pobocze i ... jedzie dalej.
Ale tu zapewne większość miała kontakt z tamtejszymi marszrutkami i podzieli moje zdanie.
Gdy zatrzymywałem się przed przejściem aby przepuścić pieszych, to najpierw byłem "otrąbiony" dookoła przez innych kierowców, potem piesi ruszyli niepewnym krokiem, nie wiedząc czy to nie jest jakaś pułapka. Gdy byli na mojej wysokości, zerkali na tablicę rejestracyjną - skąd ten dziwak przyjechał ?
Mit. Osławiony Dom Polski w Lagodekhi to normalny pensjonat z pokojami do wynajęcia. Słyszałem sporo opowieści o tamtejszej polonii ale .... nikogo nie widziałem. Przywieźliśmy z Polski do Lagodekhi trochę drobnych upominków, w ostatniej chwili zorganizowanych od różnych firm, trochę ubrań. Teraz na pytanie znajomych: jak tam polskie dzieciaki w Gruzji, świecę oczami ze wstydu, bo żadnego polonusa, oprócz właścicieli domu polskiego, nie widziałem.
Przy okazji, na wyrost wydaje mi się namawianie do odwiedzenia rejonu Lagodekhi. Nie jest to wcale tak blisko, a jest szereg ciekawszych rejonów Gruzji do odwiedzenia. Piesza wędrówka po terenie tamtejszego parku narodowego jest trochę zagmatwana. Wszyscy namawiają do zatrudnienia tamtejszego przewodnika, wynajęcia koni. Szlak turystyczny, choć istnieje na mapie, w terenie wcale nie. Miejscowi doradzają: iść po śladach koni.
Jeszcze gorzej jest w Akhaltsikhe i Związku Polaków Południowej Gruzji. Pierwsza śmieszność, to przewodniczący związku, który ..... nie mówi po polsku i poza nazwiskiem nie ma żadnych korzeni polskich. Ale za to ambasada polska wynajmuje dla związku budynek w mieście. Pytam szefostwo związku o działalność. Jest ok. Nauka języka, spotkania, święta, rocznice. Zwiedzając okolice, parkowaliśmy koło domu polonii 3 dni. Żywej duszy. Pytam poznanego sąsiada zamieszkałego obok, czy bywają tu Polacy odpowiedział: widział raz w tym roku.
Ot, taka to jest gruzińska polonia. Lepiej przemilczeć ten temat.
Ktoś teraz może zapytać, czy warto jechać do Gruzji ? Czy nie żałujemy swojego wyboru ?
Nie, nie żałujemy. Mając do wyboru Alpy i Kaukaz - w ciemno można wybrać kaukaski kierunek. Jeśli uda nam się tylko ominąć turystyczne ośrodki, cwanych i nachalnych kierowców terenówek w Kazbegi, gruzińską służbę zdrowia i różnej maści "rukowoditieli" wg których wszystko w Gruzji wybudowała albo caryca Tamara albo król Dawid - to nie pożałujemy swojego wyboru.
Jeśli jednak swoją podróż odbędziemy w sposób rozumny, to czeka nas jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Utrata zaufania do naszych władz, mediów i kreowania naszej wiedzy o zakaukaziu. Jeśli jeszcze czasami posłuchamy w tamtym rejonie radia "Wolny Kaukaz" - oj, to wtedy może nam się szereg wartości rozsypać w drobny pył !!!
Wspaniałe przyroda. Wspaniałe zabytki kultury materialnej. Smaczna kuchnia gruzińska.
To dla tych rzeczy trzeba tam pojechać.
Trzeba również pojechać po to, aby móc napisać kiedyś taką rozprawkę, w której rozprawimy się z mitami i faktami o Gruzji.
Gruzjo - wykreuj w końcu swojego przywódcę i ruszaj do przodu.
Bo choć daleka Cię czeka jeszcze droga - to warta tego jesteś.