„Bierz i pij na zdrowie! To moje wino domowej roboty.
Tylko dla przyjaciół!”.
Gruzja. Tbilisi. Swiat wypleciony z przyjacielskich więzi
niczym kosz do zbioru winogron. Przyjaciele! Ci ze szkoły, z
podwórka, z pracy, przyjaciele brata i przyjaciele naszych
przyjaciół. Przyjaźnie pieczętuje się i utrwala przy stole. Po
ferii toastów i wielogodzinnej biesiadzie do domu powracają
„przyjaciele”.
„Megobari” (‘przyjaciel’) już w samym słowie zawarta jest
cała głębia i zażyłość zawartej przy stole znajomości—„ten,
który jadł z nami z jednego talerza”.
Przyjaciele nie mają przed soba tajemnic. Żyją więc przy
otwartych oknach. Dosłownie. Idąc latem ulicami starych
dzielnic Tbilisi można zaglądać do domów. Wielokrotnie
zaintrygowana odgłosami dobiegającymi z mieszkań,
wspinałam się na palce, aby podejrzeć ćwiczącego gamy
małego pianistę, kobietę przyrządzającą chaczapuri, wesołe
towarzystwo za stołem wiwatujące na cześć
współbiesiadników pijących braterskie wachtanguri… Nie
było w tym wścibstwa, raczej chęć dowiedzenia się, czym
żyje miasto.
Teraz Państwo mogą przyjrzeć się miastu. W drewnianych
ramach, niczym w oknach, na fotografiach ukaże się
Państwu Tbilisi—„Tbilisi. Tylko dla Przyjaciół”.
Kinga Nettmann-Multanowska